sobota, 8 sierpnia 2015

OPOWIADANIE "Trzy lata temu"




Kolejna cześć opowiadania. Dla niewtajemniczonych w fabułę umieszczamy ponownie całość historii.




Razem z Leną i Elizą już od dwóch godzin leżymy i się opalamy. Jest tak gorąco, że nie mam siły na cokolwiek innego. Wakacje mijają szybko, dopiero co odbierałam świadectwo ciesząc się z mojej tegorocznej średniej (po raz pierwszy załapałam się na stypendium), a już sierpień. Dziewczyny rozmawiają o jakichś głupotach, nawet się nie angażuję w konwersacje. Mam zamknięte oczy i myślę o swoich sprawach. Zastanawiam się jak bardzo mama się zdenerwuje, gdy zobaczy nieposprzątany pokój.
- O, może pójdę po coś do picia, chcecie ? – proponuję, bo mam ochotę przejść się z powodu powoli bolących już mięśni od długiego leżenia i zająć myśli czymś konkretniejszym niż burdel w sypialni.
- To ja poproszę wodę, jeśli mogę - odzywa się Eliza, zakładając z powrotem okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Dla mnie whisky z lodem, jeśli mogę- szczerzy zęby w uśmiechu Lena. Widzę, że żartowała, ale jakoś mnie to nie rozbawiło. Odpowiadam lekkim wykrzywieniem warg przypominającym coś podobnego do uśmiechu i mówię, że poszukam.
Wstaję , poprawiam delikatnie dół od bikini, bo czuję, że nieco mi zjechał gdy się podnosiłam i idę w stronę drzwi. Są szklane. Naprawdę cieszę się, że rodzice wpadli na tak genialny pomysł jak ten taras gdy dom dopiero miał powstawać. Latem świetnie nadaje się jako miejsce do opalania, z którego korzystam nie tylko ja i moje znajome ale i koleżanki mamy . Zimną pięknie wyglądają drzewka w naszym ogrodzie, które dzięki nim możemy oglądać siedząc na kanapie w salonie. Wchodzę do środka, kieruję się do kuchni. Z górnej szafki wyciągam trzy szklanki. Muszę stawać na palcach by po nie sięgnąć. A i tak ledwo je mogę złapać. Tata myjąc wczoraj naczynia wszystko umieszczał na najwyższej półce. Dzięki tato. No nic, skoro już je mam zaczynam rozglądać się za czymś do picia. Wydawało mi się, że mama wczoraj zostawiła karton soku na blacie ale jak tak patrzę to nigdzie go nie widzę. Zauważyłam za to mój telefon. Przypomniałam sobie, że nagrałam wczoraj wieczorem filmik podczas gdy chłopak sąsiadki uciekał przez okno jej sypialni. Do momentu gdy nie napotkał na drodze ogrodzenia szło mu dość dobrze. Potem już cieszyłam się, że mam w ręku telefon i tak dobry widok. Szybko poprawia mi się humor, gdy o tym myślę, po czym zamiast zajrzeć do lodówki w celu poszukania wody, podchodzę, łapię za telefon i.. mam wiadomość. Zaskoczona, bo raczej z nikim nie piszę, od razu sprawdzam od kogo mogła być. Nadawcą jest jakiś przeze mnie nie znany numer. Zapominam o nagraniu. Skupiam się na SMS-ie:
„Cześć, co z dzisiejszym spotkaniem wieczorem?” - brzmi treść. Nie mam złudzeń, że to do mnie. Ktoś pomylił numery.
Trochę rozczarowana, odpisuję ...:
„Pomyłka, ale życzę miło spędzonego wieczoru”. Odkładam telefon z powrotem. Przypominam sobie, że dziewczyny czekają, aż wrócę więc szybko zaglądam do schowka, łapię pierwszą lepszą wodę stojącą najbliżej wejścia, nalewam i wychodzę. Znów z czegoś się śmieją. Podchodzę po kolei do każdej i wręczam szklanki. Na końcu rozkładam się wygodnie na swoim miejscu i pytam co je tak rozbawiło. Pokazują mi leżącego parę metrów do nas Zbysia, mojego kota. Biedny, i jemu upały dają się we znaki. Wygląda jak by zaraz miał się roztopić. Wcale mu się nie dziwie. Sama gdybym mogła wskoczyła bym do wody. Moje myśli wciąż krążą wokół wiadomości. Ciekawe czy to chłopak. Czy chodziło o spotkanie z dziewczyną.. Nie! I po co o tym myślę? Zakładam okulary. Zamykam oczy. Chyba zasypiam bo nie słyszę już co mówią dziewczyny, a jeszcze przed chwilą o czymś tak namiętnie prowadziły dyskusję. Przed oczami pojawia mi się ni stąd ni zowąd mama. Trzyma w ręce ścierkę jakby chciała mnie przegonić. No cóż, należy mi się. Budzę się. To nie był przyjemny sen. Może zdążę jednak posprzątać ten pokój. Doszłam do wniosku, że nie chcę jej denerwować… Lena i Eliza wciąż rozmawiają. Nagle przypominam sobie o filmiku i jak oparzona podnoszę się z leżaka. Koleżanki patrzą na mnie takim typowym wzrokiem "what*the*fuck". Odpowiadam na nie zadane głośno pytanie. Odwracam się i szybko idę z powrotem do środka. Biorę telefon.
Komunikat o nowej wiadomości. Ten sam numer. Znów to przyjemne uczucie. Bez zastanowienia odczytuję… .
"Nie idę na żadne spotkanie. Odwołane. Ale dziękuję i wzajemnie życzę udanego popołudnia :)"

"Jak masz na imię ?" - Szybko wystukuję ciąg liter i natychmiast wysyłam. 
 Biorę telefon ze sobą na zewnątrz. Idę, a w myślach modlę się by okazał się być chłopakiem…
Kiedy już kończę, otwieram esemesa...
 "Marek!"
A więc to ON. Szerokim uśmiechem okazuję narastające podniecenie. Odpisał. Nie zignorował. To znaczy, że chce ze mną pisać? Zastanawiam się przez chwilę nad tym. Mówię dziewczynom jak ma na imię. Cieszą się i sugerują abym zapytała o wiek. No fakt. Zaraz się okaże, że ma trzydziestkę i się skończy. A więc piszę:
A ja jestem Aniela. Miło mi Cię poznać. :) Ile masz lat?" - Wysyłam.
Okey. Teraz tylko czekać, aż odpisze. Nie jestem niecierpliwa, ale tak dziwnie zaczyna powoli ten czas lecieć. A może mi się tylko wydaje? To jest takie denerwujące ! No w końcu odpisał. Spoglądam na godzinę wysłania mojej wiadomości. Porównuję ją z godziną, o której dostałam odpowiedź.. hah.. ciekawe.. minęło zaledwie dwie minuty. Eliza i Lena w tym czasie gdzieś się zmyły. A wydawało mi się, że jeszcze przed chwilą były żywo zainteresowanie moim nowym znajomym. Leżę sama na leżaku. Mogę się spokojnie skoncentrować. W sumie chciała bym, aby już poszły. Znudziło mi się opalanie. Teraz i tak nie umiała bym, skupić uwagi na czymś innym jak rozmowa - z tak naprawdę- nieznajomym. Jako, że jestem osobą, która preferuje towarzystwo książki i przyjaciół, jest to dla mnie nowe doświadczenie. Mnie samą zaskoczyło jak łatwo było mi polubić kogoś, kogo zupełnie nie znam. Chcę by mi odpisywał. Żeby mnie poznał. Ciężko nawiązywać mi znajomości w rzeczywistości. Przeważnie wychodzi tak, że nawet jeśli ktoś jest zainteresowany moją osobą, ignoruję to i spławiam go. Nie jestem tak wylewna jak dziewczyny. Skazuję taką znajomość z góry na niepowodzenie. Nie wiem czemu .Może dlatego, że boję się by nie było z tego czegoś więcej. Nie szukam sympatii. Nie jestem dobra w okazywaniu uczuć, więc ubiegam wcześniej to co i tak by prędzej czy później nastąpiło. Rozmowy przez sms-y to nic zobowiązującego. Nie będzie proponował żadnych związków, przytulania, wycieczek, spotkań. Nie zakocha się. Nie można zakochać się gdy nigdy nie widziało się drugiej osoby na oczy. Nie dotykając jej. Dlatego chyba tak optymistycznie nastawiłam się na kontakt z Markiem. No właśnie ! Powinnam już dawno mu odpisać. Ma dwadzieścia trzy lata. Hm.. Dobrze, że nie więcej.. pięć lat różnicy to wystarczająco. Nie za mało nie za dużo. Lubię starszych. Odpowiada mi. Postanawiam uświadomić go o tym. Ciekawe czy u niego jest odwrotnie? A może woli starsze znajome i nie zechce ze mną pisać? Czekam. Gdzie są dziewczyny w ogóle? Gdzie one poszły? Idę ich poszukać. Ale nie chce mi się wstawać.. Resztkami silnej woli podnoszę się z leżaka. Telefon zostawiam, mimo że słyszałam, że właśnie mam kolejną wiadomość. Wchodzę do domu, głośno je wołam. Nic. Zero odpowiedzi.
Ciekawe, czy specjalnie gdzieś znalazły sobie kryjówkę, aby sprawdzić jak szybko się zorientuję, że ich nie ma. Wiedzą, że gdy coś wciągnie mnie na dobre, nie zwracam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Tym razem nie było tak źle. Dość szybko ogarnęłam, że jestem sama. Teraz tylko je znaleźć. Gdzie mogły pójść ? Znają mój dom, tak dobrze jak ja, więc mamy wyrównane szanse. Wchodzę po schodach na piętro. Zaglądam do pierwszego pokoju- sypialni rodziców. Tu ich nie ma. Idę dalej. Mój pokój. Ha, ha. Tu było by się łatwo schować. Wystarczy nakryć się stertami ubrań umiejscowionymi w każdym kącie. Odpada. Było by za łatwo. Gdzie jeszcze mogą być? Garderoba. Tylko to pomieszczenie zostało na górze. Podchodzę do drzwi. Odsuwam je nieco i zaglądam do środka. Niby żadnej nie widzę, ale wolę się jednak upewnić. Ubrania mamy wiszą tak jak wisiały. Żadne nie kołysze się tak jakby ktoś był tu przed chwilą i przypadkowo zahaczył. Koszule taty. Tu nie jest już tak kolorowo jak u mnie i mamy. Dominuje biel i odcienie szarości. Lubi stonowane kolory. Wyróżnia się jedynie jedna- jasnoróżowa z ciemniejszym kołnierzykiem. Miał ją na sobie jeden jedyny raz. Powody były dwa: miał ją założyć na wesele swojej chrześnicy, mamie pasowała do sukienki. Nigdy więcej jej nie ubrał. No cóż. Może i dobrze, jednak tak odważny kolor nie jest mu przeznaczony. Zdecydowanie lepiej mu w tych mniej intensywnych kolorach. I w końcu moja cześć. Sukienki. Kocham je miłością prawdziwą. Mam ich mnóstwo. Ale i tak za mało. Jak dla mnie. Gdyby mnie mama słyszała… Elizy i Leny na pewno tu nie ma. Schodzę na parter by jak mam nadzieję, tam je odnaleźć. Zeskakuję z ostatniego schodka. Słyszę, że przyszedł mi sms. Dobra. Odczytam i szybciutko odpiszę. Dziewczyny zdążą się lepiej ukryć. Niech myślą, że daje im fory.
„A Ty ile masz lat ?” - o, pisze zaimki z dużych liter. To urocze. Nie każdy ma taki nawyk, a naprawdę dużo przyjemniej gdy ta duża litera się pojawia. Ma jakiś szacunek do mnie. Lubię go. Druga wiadomość „Nie przeszkadzam Ci?”- no tak, pyta, bo na odpowiedź o wiek czeka już pół godziny.
„Mam 17 lat, przepraszam, musiałam posprzątać, nie przeszkadzasz. Lubię starszych chłopaków ;) ”- odpisuję, nieco ściemniając. Nie powiem mu, że szukam koleżanek i to we własnym domu.
Wysłano. Okey. To teraz może sprawdzę gabinet? Otwieram drzwi, zaglądam do środka. Będąc tu wczoraj załamałam się. Tata nie dba o porządek. Twierdzi, że łatwiej mu wszystko odnaleźć gdy jest bałagan. Chociaż wiem po kim to mam. Choćbym chciała mieć przynajmniej minimalny ład w pokoju.. nie da się. Zawsze znajdzie się coś co będzie ważniejsze od sprzątania. Taki widocznie już mój los. Z lewej stoi większa szafka, w której na upartego zmieściłyby się moje przyjaciółki. Na wszelki wypadek zobaczę czy ich tam przypadkiem nie ma. Nie ma. Omiatam cały pokój wolnym, dokładnym spojrzeniem. Przyznaję, jest tu lekki nie porządek, ale nie, aż taki by udało się zasłonić stertą kurzu, czy papierów. Gdy dochodzę do takich wniosków, jeszcze raz upewniam się, że na pewno ich tu nie ma i wychodzę. Zamykam za sobą drzwi. Sprawdzam telefon. Nic. No dobrze, to idę szukać dalej. Salon. Podbiegam i padam na kanapę. Odwracam twarz, spoglądam w stronę tarasu. Wydawało mi się, że kogoś widziałam. Leniwie, bo jednak dopiero co przywitałam się z zimną sofą, wstaję, poprawiam strój i idę w stronę wyjścia. Staram się robić to jak najciszej bo być może jeszcze coś usłyszę. Udaje mi się. Zamieram na chwilę, gdy nagle z którejś strony, doszedł mnie dźwięk otwieranego opakowania Lays’ów. Nasłuchuję bardziej aktywnie. Chyba z lewej. Szybko przechodzę na czworaka gdy już jestem blisko kwiatków, które swobodnie mogły by mnie osłonić. Jestem pewna, że są zaraz za ścianą domu. Przybieram minę wariata. Już miałam je przestraszyć gdy w jednej chwili obie niespodziewanie wypadają i mówią „Buu!”. Reaguje donośnym krzykiem – taka jest moja pierwsza reakcja. Potem przychodzi opamiętanie. Patrzę na nie tępym wzrokiem przez chwilę odtwarzając ostatnią minutę mojego życia w głowie. Wybucham śmiechem, już nawet nie myślę jak mogłam przed chwilą wyglądać, ale śmieję się z dziewczyn. Dobrze, że mają chipsy. Inaczej bym im nie wybaczyła. Nie ważne, że moje. Patrzę na nie, cieszę się, że w końcu je znalazłam.
- Dobra, reszta dla mnie, wam już wystarczy. – mówię, szybko łapię paczkę i czym prędzej uciekam w stronę leżaków.


Nawet za mną nie biegły. Nie dziwię się. Może nie jestem długodystansowcem ale jakąś kondycje mam, a przy  tej pogodzie nawet dziesięć metrów jest męczące. Łapię wodę stojącą koło mojego leżaka i rzucam się na niego. Nie mam już siły na cokolwiek. Otwieram butelkę i szybko wypijam dobrą jedną trzecią napoju. Spoglądam na dziewczyny. Idą powoli w moją stronę. Lena ma ręce z tyłu. Mam się bać?  Uciekać? A nie ważne. Nie chce mi się. Eliza staje za moim leżakiem, pochyla się i zasłania mi oczy swoimi dłoniami.
- O, Elka, jeśli chcesz mi..- przerywam bo nagle zostałam pocałowana w policzek.
- No, powiem wam, że to było przyjemne, a nie zanosiło się-  śmieją się gdy to słyszą.
Eliza bez ostrzeżenia zabrała ręce. Zanim zrozumiałam co się dzieje, Lena zdążyła wziąć zamach, a zawartość wiadra wylądowała na moim ciele. Zimna woda w połączeniu z przez długi czas nagrzewaną skórą zaowocowała najpierw donośnym, nieprzesadnym krzykiem, a dopiero po chwili zrozumiałam jak tego nieświadomie potrzebowałam. Mokra grzywka, teraz prosta, przysłoniła mi oczy. Powoli, teatralnym ruchem odgarnęłam ją z czoła i patrząc na przyjaciółki powiedziałam, że nie wiem jak im dziękować za ten cudowny prezent w tak upalny dzień. Widać, że były zadowolone z siebie. Dobrze. Ta nie planowana kąpiel nieco mnie orzeźwiła. Mimo, że podziękowałam im z  ironią, cieszę się że wpadły na ten pomysł. Od razu mi lepiej. Przypominam sobie o Marku, pewnie już coś odpisał. Teraz tylko znaleźć telefon by potwierdzić swoje przypuszczenia… Nie pamiętam gdzie go położyłam. Nic dziwnego, jestem za bardzo roztargniona. Powinnam coś z tym zrobić. Ale nie chce mi się.. O, kolejna cecha, którą powinnam zmienić.  Odrywam się od swoich przemyśleń i patrzę na dziewczyny. Nie usiadły. Wręcz przeciwnie- zaczęły zbierać swoje rzeczy. Pytam co się stało, że postanowiły się już zbierać.  Eliza nic nie mówiąc przystawia mi przed nos swój telefon, na wyświetlaczu pojawiła się godzina. O, kurde. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak późno. Za jakieś pół godziny rodzice powinni wrócić do domu  z pracy.
Szybko spakowały ręczniki i kremy do toreb. Nie krępowały się zdejmując stroje kąpielowe, a następnie zamieniając je najpierw na bieliznę (ale też nie kompletną - Eliza ma w zwyczaju w każdej wolnej chwili, gdy nie idzie do szkoły nie zakładać majtek), później spodenek i zwiewnych, letnich koszulek. Gdy były już gotowe do wyjścia, każda szybko cmoknęła mnie w policzek i udały się w stronę bramki. Nie kazały się odprowadzać, wiedzą, że czeka mnie teraz sporo do zrobienia. A mam mało czasu. Mam pół godziny. Teraz dopiero zaczyna do mnie docierać, że mam tylko trzydzieści minut. Muszę posprzątać  pokój, złożyć i odnieść  leżaki, obiecałam mamie, że coś ugotuję. No jasne. Już widzę jak ja to wszystko robię. Mam pół godziny. Z czego rezygnuję najpierw? Leżaki. Niech sobie jeszcze tam chwilę postoją. POKÓJ. Boże. On będzie na końcu. W takim razie biegiem do kuchni w celu przyrządzenia czegoś co było by godne miana obiadu. Może kasza i jakiś gulasz? Do tego sałatka z wczoraj ? Powiedzmy, że zjadliwe. Szału nie ma, no ale. Wpadam do mojego miejsca pracy i szybko zastawiam wodę. Między innymi  sobie na kawę. ALE JEST GORĄCO! Ale kawy muszę się napić. Póki woda jeszcze się nie przegotowała idę do pokoju. Otwieram drzwi i…stoję. Buzia mi sama opadła jak teraz się przyglądam temu do czego doprowadziłam przez miesiąc niesprzątania. Dwa talerze z resztkami , nawet nie pamiętam po czym.. jeden obok łóżka, drugi na biurku. Opakowań po chipsach i napojach nawet nie próbuje liczyć.  Kiedy ja jadłam pizzę? Matko Boska. Muszę posprzątać. Tylko nie dziś. Niech mnie mama zabije, ale nie dziś. Jutro wszystko wyniosę, odkurzę, pozmywam.
Wracam na parter do kuchni, woda jeszcze się nie gotuje. Włączam radio i szukam swojej ulubionej stacji.  Siadam przy stolę i myślę nad swoim życiem. Hah, dobra, nie myślę. Zapomniałam! Marek. Szlak. Gdzie ja mam telefon?  Rozglądam się szybko po całym pomieszczeniu i go nie widzę. Patrzę na wodę i próbuję ocenić  czy zdążę jeszcze skoczyć  do ogrodu. Zdążę.  Puszczam się biegiem w stronę tarasu i wychodzę na zewnątrz. Leżaki. W koło nich są tylko butelki mineralnej i mój ręcznik. Telefonu brak. Gdzie ja jeszcze dziś byłam ? O, świetnie, w całym domu. Przecież dziewczyn szukałam. W takim razie Marek poczeka jeszcze chwilę zanim mu odpiszę. Wracam do domu.  Woda zaczyna się w końcu gotować, wyciągam woreczek kaszy i odmierzam szklankę. Wsypuję i mieszam. Słucham radia. Padam. Nie ze zmęczenia, ale z powodu pogody. Jest o wiele gorsza niż jakakolwiek czekająca mnie w najbliższym czasie praca. Jest za gorąco. Pewnie będzie jakaś burza wieczorem. Oby. Zmieniła by powietrze choć trochę. Z ciekawości i z nadzieją w oczach wychylam się i spoglądam przez okno. Ani jednej chmurki. Chyba zacznę  z powrotem się modlić. Ale najpierw obejrzę pogodę.
Kończę gotować kaszę. Prawie gotowa. Teraz gulasz. Z tym radzę sobie równie szybko, ma się tą wprawę. Za każdym razem kiedy mama każde mi gotować wie, że może spodziewać się gulaszu. Ale na szczęście nie narzeka. Inaczej musiała bym pomyśleć nad zmianą repertuaru. Słyszę samochód rodziców przed domem. Zamknięcie drzwi. Wchodzą do domu.
-Wooody! –  słyszę jak donośnym głosem mama woła o ten luksusowy towar w środku gorącego lata, ledwo przekraczając próg. Wyjmuję szklankę i odpowiadam:
- Już czeka. – jej kroki niosą się po wnętrzu i już w parę sekund potem jest przy mnie i łapczywie pochłania gazowaną wodę mineralną.
- Naprawdę chciało ci się pić, nie dają wam nic w tej pracy czy jak? -  dodaję, będąc zdziwioną, że z taką zachłannością wypiła wszystko co jej wlałam do szklanki i łapie butelkę.
Do kuchni wchodzi teraz spokojnie tato razem z dwiema siatkami, w których są zakupy. Patrzy na mamę, potem na mnie. Zauważa moją minę. Wzrusza ramionami i uśmiecha się. O nie. Wiem co ten uśmiech oznacza: „kochaliśmy się zaraz po tym jak wyszliśmy z pracy, ale nie powiemy ci tego wprost. Zamiast tego zrzucimy wszystko na upały”. To jest obrzydliwe. Wciąż się na mnie patrzy i uśmiecha. Moja odpowiedź na niewypowiedziane głośno wyznanie:
 - He. He. Fajnie. –  swoją uwagę skupiam znów na obiedzie, który gotuję. Odwracam się i mieszam. Tata ukradkiem spogląda na mamę,  a ta posyła mu spojrzenie, po którym ulatnia się z kuchni.
- Widzę, że jeszcze zajmie ci chwilkę dokończenie tego co tam dla nas gotujesz więc idę pod prysznic. Cała się kleję.-  mówi mama, szybko wychodząc. Tak jakbym przypadkiem chciała ją zatrzymać.
Chyba oboje mieli udany dzień. Całe szczęście. Może nie będą się tak złościć o te leżaki i pokój. Kończę gotować. Nie wyszli jeszcze z łazienki więc wychodzę do ogrodu i zabieram się za sprzątanie po moim dzisiejszym opalaniu  razem z dziewczynami.  Składając drugi leżak, słyszę jednego ze spikerów radiowych.  Czyli są już w kuchni. A niech jedzą sobie spokojniutko obiad. Składając ostatni leżak po raz kolejny przypominam sobie o Marku. Ty m razem od razu udaję się na poszukiwania telefonu. Chcę zacząć od gabinetu taty. Bez większych rozważań czy to aby na pewno dobry pomysł zmierzam w jego kierunku.  Idę korytarzem, mijając kuchnię zaglądam czy rodzice wciąż jedzą. Nie zauważam nikogo, co w sumie i tak nie skłania mnie do tego by się zatrzymać.  Nie zastanawiam się nad tym gdzie mogliby teraz być. Zawsze  znajdzie się jakaś praca koło domu więc pewnie są zajęci którąś z nich. Otwierając trzecie drzwi po lewej naszym oczom ukazuje się bezpośrednio widok zagraconego gabinetu.  Idę dość sprężystymi krokami, ale gdy jestem już pod drzwiami  z rekom uniesioną nad klamką nie wyżej niż pięć centymetrów zamieram na chwilę gdy do moich uszu dolatuje fragment rozmowy.
- Mmm, poczekaj do wieczora, przygotowałam coś wyjątkowego, kochanie-  słyszę jak mama mówi rozanielonym głosem
- Jeszcze tylko jeden raz, szybko. -  odpowiada – teraz- dodaje niemal natychmiast.
Fuj. Odchodzę spod tego przepełnionego erotyzmem miejsca.  Poszukam gdzie indziej. Może na górze ?

~ Paulina 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz